Aby dostać się do oddziału Hubala, plut. Stanisław Mieczkowski zastosował fortel i podał się za oficera. Ale czy było to konieczne? Niektórzy przychodzili z własną bronią i koniem - takich major zazwyczaj przyjmował.  Jakie jeszcze warunki musieli spełniać ochotnicy? Czy były one zawsze takie same? Dzisiejszy wpis spóbuje odpowiedzieć na powyższe pytania.

W historii Oddziału Wydzielonego wyraźnie można wyodrębnić dwa okresy: przetrwania i rozbudowy. Jesienią i na początku zimy 1939 r. major skupiał się przede wszystkim na tworzeniu własnej organizacji konspiracyjnej (Okręg Bojowy Kielce) i siatki niezbędnych kontaktów w terenie. Dopiero od stycznia, kiedy powołana przez niego struktura została już przekazana Służbie Zwycięstwu Polski, jego oddział dynamicznie zwiększał swoją liczebność, osiągając w szczytowym okresie stan 250 ludzi.

W ciągu pierwszych okupacyjnych miesięcy Hubal nie widział ani sensu, ani możliwości prowadzenia wystąpień zbrojnych. Dlatego jeśli przyjmował ochotników, to jedynie do organizacji podziemnej, zadowalając się liczbą zaledwie kilkunastu mundurowych, jacy mu towarzyszyli.

Od zasady tej robił, oczywiście, wyjątki. Jeszcze w Górach Świętokrzyskich do oddziału przyłączył się kpt. Józef Grabiński, który jako „Pomian” stanął później na czele piechoty. W czasie dłuższego postoju w Gajówce Zychy (26 X – 2 XI 1939) major przyjął kolejnych 4 ochotników, dla których miał konie: ppor. Marka Szymańskiego („Sęp”), kpr. Franciszka Głowacza („Lis”), st. strz. Mariana Kaczorowskie („Gruszka”) i Jerzego Szkodzińskiego („Sokół”). W tym czasie do oddziału dołączyła również Marianna Cel „Tereska” ( o tym, że wyglądało to inaczej niż w filmie Poręby i opowiadaniu Wańkowicza, pisałam szerzej tutaj). W grudniu, kiedy major przebywał w Warszawie, chęć dołączenia do ułanów zgłosił młodziutki Tadeusz Madej („Nawrocki”). Zastępujący dowódcę kpt. „Pomian” początkowo nie chciał się na to zgodzić,

Uczynił to dopiero na gorące nasze prośby i zapewnienie, że wspólnie poniesiemy ewentualne konsekwencje, jakie z tego tytułu mogą wyniknąć – wspominał wachmistrz Józef Alicki.

Żołnierze oddziału, zima 1940 r. Od lewej: plut. J. Alicki, rtm. J. Walicki "Walbach", plut. R. Rodziewicz "Roman", ppor. M. Szymański "Sęp". Zbiory Muzeum Regionalnego w Opocznie

Politykę przyjmowania nowych ludzi Hubal zmienił nieco dopiero na przełomie roku 39/40. W ciągu stycznia oddział powiększył się do około trzydziestu żołnierzy. Był to w dużej mierze efekt nawiązania współpracy z konspiracyjnymi organizacjami z Tomaszowa Mazowieckiego, które zaczęły lokować „w lesie” ludzi zagrożonych aresztowaniami. W znacznej części byli to uciekinierzy z Leszna, jak chociażby ppor. Antoni Kubisiak („Leszczyna”) i kpr. Józef Lewandowski („Lech”). Do oddziału zgłosili we Fryszerce. Zanim jeszcze stanęli przed majorem, por. Józef Karpiński („Korab”) poinstruował ich, by meldowali się nie do partyzantki, ale regularnego wojska.

Wchodzę, składam regulaminowy meldunek z prośbą o przyjęcie do oddziału. Uścisk dłoni - siadajcie. Padają pytania o przebiegu służby wojskowej, kampanii wrześniowej i rodzinie – wspominał Lewandowski. Zaraz potem obaj lesznianie złożyli przysięgę.

Warto jednak podkreślić, że na tym etapie istnienia oddziału major przyjmował jedynie tych, którzy spełniali określone warunki. Musieli stawić się przed nim z własną bronią, umundurowani, w dodatku mieć już za sobą jakieś przeszkolenie i doświadczenie wojskowe. Być może dlatego po okolicy zaczęły krążyć plotki, że służyć u Hubala mogą jedynie oficerowie. Zdeterminowany plut. Stanisław Mieczkowski („Mieszko”) postanowił podać się więc za podporucznika rezerwy. Szybko jednak zorientował się, że wśród jego nowych towarzyszy broni są zarówno podoficerowie, jak i szeregowi i dalsze udawanie nie jest już potrzebne. Gdy do wszystkiego przyznał się dowódcy

[...] Major skwitował to uśmiechem, nie wyciągając w stosunku do mnie żadnych konsekwencji.

Mieczkowski odnalazł oddział w Gałkach, w czasie, kiedy zaczął się on gwałtownie rozrastać. Napływ ochotników pozwolił na stworzenie szwadronu kawalerii, batalionu piechoty oraz plutonu CKM.

Reprezentują różne rodzaje broni jak: kawaleria, piechota, artyleria, łączność, jest saper, lotnik, marynarz i żołnierz z Legii Cudzoziemskiej „Lis”. Oficerowie, podoficerowie, podchorążowie i szeregowi. Służba zawodowa czynna i rezerwa. Są maturzyści, studenci, harcerze, którym przyjdzie odbywać intensywne szkolenie wojskowe w niezwykle trudnych warunkach, w czasie wyjątkowo ciężkiej zimy. Rozpiętość wieku - od 16-tu do 44 lat. Robotnicy, chłopi, urzędnicy, nauczyciele – relacjonował Lewandowski.

Jak widać, kryterium przeszkolenia wojskowego przestało już w tym czasie odgrywać decydującą rolę. Otwartość ta dotyczyła naturalnie jedynie mężczyzn. Brak informacji, czy do OWWP próbowały wstąpić – poza „Tereską” - jeszcze jakieś inne kobiety, ale nawet jeśli tak, to żadna z nich nie została przyjęta.

O ile w przypadku OBK zaciąg ochotników odbywał się m.in. po wcześniejszym poręczeniu co najmniej dwóch osób „o opinii dobrych Polaków”, o tyle w przypadku samego oddziału wymóg ten nie był przestrzegany. Oczywiście, część żołnierzy była do Gałek wysyłana przez tomaszowskie organizacje lub placówki organizowane w terenie przez samego Hubala, a więc siłą rzeczy musieli być oni poddani jakiejś wstępnej weryfikacji. Inni jednak docierali do oddziału na własną rękę i byli przyjmowani na podstawie wrażenia, jakie zrobili na majorze. To z kolei mogło ułatwiać Niemcom umieszczanie wśród Hubalczyków swoich ludzi – i pewne przesłanki wskazują na to, że rzeczywiście tak było.

Z każdym zgłaszającym się Hubal rozmawiał osobiście – czasami sam, czasami w towarzystwie innych oficerów. Pytał przede wszystkim o motywację dla wstąpienia do oddziału. Ci, którzy odpowiadali, że pragną walczyć o wolną Polskę lub wstąpić do Polskiego Wojska, mieli zadanie ułatwione.

Jeden ochotnik z Niekłania wygłupił się i powiedział, że przyszedł „z trudnych warunków życiowych”. Hubal zezłościł się i powiedział: „Toś do nas przyszedł na wyżywienie?” - ale go przyjął – tak sytuację, której świadkiem była już w Hucisku, opisała Genowefa Koselska.

W czasie takiej pierwszej rozmowy major informował również o trudach, z jakimi wiąże się służba u niego. Od podwładnych wymagał surowej dyscypliny, za niesubordynację groził sąd polowy, a za dezercję – kara śmierci. Podkreślał jednocześnie misję i zadania oddziału, jego rolę w przyszłej walce z okupantem. Ochotnicy otrzymywali 24 godziny do namysłu, w tym czasie mogli jeszcze zrezygnować i bez przeszkód wrócić do domu. W praktyce z opcji tej korzystali tylko nieliczni, większość decydowała się zostać i złożyć przysięgę.

Zazwyczaj miała ona miejsce w trakcie najbliższej mszy świętej, które kapelan oddziału, ksiądz Ludwik Mucha („Pyrka”) odprawiał w wiejskiej szkole. Niestety, do naszych czasów nie zachował się jej dokładny tekst. Być może był podobny do roty przysięgi, jaką składali przyjmowani do Okręgu Bojowego Kielce:

Przysięgam Bogu Wszechmogącemu w Trójcy Świętej Jedynemu walczyć dopóki tchu w piersiach o Polskę Wielką, Potężną i Sprawiedliwą… Rozumiejąc, że droga do tego wielkiego celu prowadzi przez ofiarę i karność jednostek, oddaję się dobrowolnie i bez zastrzeżeń pod rozkazy wojskowych władz przełożonych.

Po zaprzysiężeniu nowoprzyjęci trafiali do właściwych pododdziałów lub – jeśli było to konieczne – do plutonu podchorążych na przeszkolenie.

Rozbudowę oddziału przerwała częściowa demobilizacja, jaka miała miejsce w dniach 13-14 marca 1940 r. Większość żołnierzy rozeszła się do domów i dalszej pracy w konspiracji, a przy majorze pozostała zaledwie ¼ dotychczasowego stanu. Hubal zdecydował się przejść wówczas na nowe kwatery do Huciska i nie przyjmować już nowych ludzi, trzymając się tym samym ustaleń z ppłk. Okulickim.

Szybko jednak okazało się, że napływ ochotników nie zmniejszył się. Przeciwnie, do oddziału nadal zgłaszali się kolejni mężczyźni, często z odległych stron Polski. Albo wiadomość o demobilizacji do nich nie dotarła, albo mimo to nadal pragnęli włączyć się do walki w mundurze. Niektórzy byli poszukiwani w swoich miejscach zamieszkania i dołączenie do Hubala wydawało im się najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Jakże ich nie przyjąć? - pytał retorycznie pchor. Henryk Ossowski „Dołęga”, adiutant oddziału. Tym samym w ciągu kilkunastu dni stan liczebny wzrósł do 101 osób.

Niestety, walki, jakie oddział stoczył na przełomie marca i kwietnia boleśnie go uszczupliły. Z okrążenia pod Szałasami Hubal wyprowadził jedynie kawalerię, a piechota de facto przestała istnieć. Aż do samej śmierci majorowi towarzyszyli już tylko konni, spośród których nie wszyscy mieli siłę pozostać w mundurze. M. in., za zgodą dowódcy, do domu w Anielinie wrócił Jan Kacprzak.

Ostatnim ochotnikiem, którego Hubal przyjął, był młodziutki Józef Kośka z Wólki Kuligowskiej. Zgłosił się w drugiej połowie kwietnia i służył zaledwie kilka dni. Zginął 29 kwietnia - na dzień przed śmiercią majora.

 

Bibliografia: 

Alicki J.,

Wspomnienia żołnierza z oddziału mjr. „Hubala”. Cz. 1., „Wojskowy Przegląd Historyczny”, nr 3, 1987, s. 108-123.

Archiwum Akt Nowych,

Archiwum Marka Szymańskiego, sygn. 2/1748/42.

Lombarski J., 

Śladami majora Henryka Dobrzańskiego Hubala. Ostatnie dni, Opoczno 2022.

Kacperski B., Wroniszewski J. Z.,

Końskie i powiat konecki 1939-1945. Część druga. „Mała wojna” majora Hubala, Końskie 2005.

Lewandowski J., Relacja, maszynopis w zbiorach J. Lombarskiego.
Ossowski H.,

W oddziale majora Hubala, „Więź”, nr 2, 1974, s. 107-120.

Sekulak J.,

Zapiski z oddziału Hubala, „Kontrasty”, nr 11/1980, s. [?].

Szymański M.,

Oddział majora „Hubala, Warszawa 1977.

Wyrwa T., 

W cieniu legendy majora Hubala, Londyn 1974.

Zaborowski J.,

Major Hubal i jego żołnierze, Tomaszów Mazowiecki 2011.

 

Zostaw komentarz